piątek, 2 listopada 2012
Don't tell me that fame and money change, because it isn't - ninth
Miałam zwyczajnie dość. Dość wszystkiego. Ludzi, świata, wszystkiego co żyję, oddycha. Chciałam po prostu spokoju. Czy to tak wiele? Jak widać wymagam za dużo. A może to Bóg jest uzależniony od simsów i akurat ma zły dzień, więc musi wyładować emocje na mnie? Cholera jasna wie. Wydarzenia dzisiejszego dnia przytłoczyły mnie na tyle, że pobiegłam zamknąć się w łazience i płakać. Chciałam wypłakać wszystkie łzy, a później ze zdwojoną siłą ruszyć do przodu. Jednak tam spotkała mnie kolejna niespodzianka. Przy oknie stał nie kto inny jak Daniel. Tak on. Nie zrozumiał kiedy powiedziałam mu, że ma się do mnie nie zbliżać. Byłam wystraszona a zarazem wściekła. Nie myślałam, że może posunąć się do tego, żeby włamać się do hotelu. Chyba, że ktoś dał mu klucz, w co wątpię.
-Daniel, co ty tu robisz do jasnej cholery?- syknęłam przez zaciśnięte zęby i ściskając pięści czekałam na odpowiedź.
-Mówiłem ci, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, zapomniałaś już?- w jego głosie nie było nic prócz rozbawienia.
-Nie wiem co cię tak cieszy. Jak wezwę policję już nie będziesz tak zadowolony z siebie.
-Wezwiesz policję? A co jeśli coś ci zrobię?- podszedł do mnie i stanął tak blisko, że gdybym nie cofnęła się o krok zapewne stykalibyśmy się ciałami.
-Zostaw mnie w spokoju gnojku!- krzyknęłam plując na niego i szybkim ruchem wyjęłam z kieszeni telefon. Już wybierałam numer kiedy Daniel zorientował się o co chodzi. Wyjął zza siebie ostry nóż i przyłożył mi do gardła.
-Jeśli sprawdzisz na mnie policję, gorzko tego pożałujesz zrozumiano?- wypuściłam telefon z dłoni, przełknęłam głośno ślinę i kiwnęłam głową na tak. Bałam się go cholernie. Nie wiedziałam co za chwilę zrobi. Jednak on położył ostrze na szafce i wyszedł z łazienki jak nigdy nic szepcząc przy tym: "grzeczna dziewczynka". Kiedy zamknął drzwi od pokoju upadłam na podłogę i zaczęłam głośno płakać. Co mam teraz zrobić? Gdziekolwiek się wyprowadzę on mnie znajdzie. Nie mogę zadzwonić po policję, bo mnie zabiję. Jestem bezsilna. Sama w wielkim mieście z katem u boku. Szlochałam w łazience jakiś czas, aż w końcu ktoś ponownie wszedł do pokoju. Uciszyłam się i postanowiłam udawać, że mnie nie ma. Uchyliłam lekko drzwi, żeby sprawdzić kto się za nimi kryję i odetchnęłam z ulgą. Okazało się, że to jedna z sprzątaczek przyniosła czyste ręczniki i nie wiedziała gdzie je położyć. Na kolanach wyczołgałam się z łazienki. Pociągnęłam ją za nogę, a ta odskoczyła jak poparzona.
-Jejku, ale mnie pani wystraszyła. Przepraszam za najście, ale ktoś zadzwonił, że potrzebuję pani świeżych ręczników, więc je przyniosłam. Gdzie położyć?- nie słuchałam dalszych słów. Cały czas w głowie miałam: "ktoś zadzwonił". Kto to mógł być? Przecież ja siedziałam cały czas w łazience. Nikogo tutaj nie było. Na myśl przychodził mi tylko Daniel. Ale kiedy on to zrobił? Może gdy mnie jeszcze nie było. Nie wiedziałam co myśleć. Bałam się. Po prostu się bałam.
-Halo, proszę pani- sprzątaczka pokiwała mi ręką przed oczami i pomogła wstać.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Proszę je położyć na łóżku- kobieta zrobiła to o co prosiłam i ruszyła w kierunku drzwi- mam pytanie. Czy jest tu jakiś telefon z którego mogę zadzwonić? Oprócz tego tutaj? Komórka mi się rozładowała, a muszę pilnie porozmawiać z kimś- oszukałam ją co do telefonu, no bo co miałam powiedzieć? Mogę zadzwonić z jakiegoś telefony na policję, bo boję się, że przyjdzie mój były chłopak i mnie zabije? Wzięła by mnie za wariatkę.
-Oczywiście, zaprowadzę panią, tylko proszę nic nikomu nie mówić dobrze?
-Jasne, będę siedzieć cicho- już dziękowałam tej kobiecie za pomoc. Zastanawiam się czy nie pozwoliła mi dlatego, że wyczuła strach w moim głosie, ale to był teraz najmniejszy problem. Musiałam zadzwonić do kogoś, do kogo mam największe zaufanie. Do Alicji. Wybrałam jej numer, odebrała po 5 sygnałach.
-Alicja Walker słucham?- usłyszałam jej ciepły głos i od razu zrobiło mi się lepiej.
-Alicja to ja Laura. Posłuchaj mnie uważnie. Musisz mi podać dokładny adres twojego syna. Muszę z nim porozmawiać. To ważne. Nie mam czasu, żeby ci wszystko opowiedzieć, ale zrobię to następnym razem- zapisałam adres na kartce i szybko się z nią pożegnałam. Powiedziałam, że zadzwonię niedługo i że prawdopodobnie z innego numeru. Teraz pozostało mi tylko jedno. Musiałam iść porozmawiać z jej synem. Nic innego mi nie zostało. Pobiegła do pokoju spakować rzeczy, oddała klucz i zapłaciłam za pobyt w hotelu. Wsiadłam do taksówki, która miała mnie zawieść pod wyznaczony adres. Znalazłam się tam po 15 minutach. Stojąc pod drzwiami zupełnie obcej mi rodziny czułam się idiotycznie. Jak jakiś żebrak błagający o pieniądze. Kilka razy się zawahałam, jednak zadzwoniłam do drzwi. Po chwili otworzył mi wysoki, szczupły mężczyzna z dzieckiem na rękach.
-Umm.. w czym mogę pani pomóc?- zapytał trochę zdziwiony.
-Proszę mnie wpuścić i wysłuchać. Nie chcę nic zrobić. Jestem znajomą pańskiej matki. Ona jest dla mnie jak babcia. Proszę- syn Alicji popatrzył chwilę na mnie po czym niepewnie wpuścił mnie do domu.
-Więc słucham, o co chodzi?- zapytał ręką wskazując kanapę. Usiadłam niepewnie cały czas obserwując jego ruchy.
-Więc chodzi o to, że...eee... niedawno się tutaj przeprowadziłam i nie mam gdzie mieszkać. Kilka dni byłam w hotelu, ale tam znalazł mnie mój były chłopak i zaczął mi grozić. Powiedział, że jeśli komukolwiek coś powiem to mnie zabiję- popłakałam się. Mężczyzna nadal patrzył na mnie niepewnym wzrokiem, jednak po chwili usiadł obok mnie i przytulił. Tak samo jak tuliła mnie Alicja.
-Czyli, że chciałabyś z nami zamieszkać, dobrze rozumiem?
-To trochę głupie, bo się nie znamy, ale tak. Jest pan jedynym człowiekiem którego tutaj znam.
-Nie wiem czy moja żona się na to zgodzi. Ale mam pomysł. Pracuje w firmie, która znajduję się znajdowaniem mieszkań, mogę ci w tym pomóc co ty na to? A przez ten czas wynajmę dla ciebie pokój w hotelu- w tym momencie dziękowałam Bogu za to, że przysłał mnie tutaj. Co bym bez niego zrobiła? Pewnie włóczyłabym się po Londynie szukając jakiejkolwiek pomocy.
-Jeszcze raz naprawdę panu dziękuję. Nie wiem co bym bez pana zrobiła- kolejny raz ta sama gadka. Szczerze miałam już dość, ale co mogłam innego zrobić?
-Naprawdę to nic wielkiego. Cieszę się, że o mnie pomyślałaś. Wiesz co może idź się wykąpać, a ja w tym czasie poszukam jakiegoś dobrego hotelu- kiwnęłam głową na tak i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i już po chwili rozkoszowałam się gorącą wodą. Najchętniej wcale nie wychodziłabym z łazienki, ale w końcu musiałam. Owinęłam się w biały puchowy ręcznik i zostawiając mokre ślady na podłodze podeszłam do lustra. Wyglądałam okropnie. Opuchnięte, czerwone od płaczu oczy, twarz bez wyrazu, usta wygięte w nieciekawym grymasie, a włosy sterczące na wszystkie strony świata. Jednym słowem- zombie. Przemyłam twarz lodowatą wodą, nałożyłam podkład, zrobiłam delikatny makijaż i w końcu wyglądałam jakoś przyzwoicie chodź nie do końca dobrze. Rozczesałam jeszcze włosy i ubrana w KLIK wyszłam z łazienki. Kiedy wyszłam John (bo tak kazał na siebie mówić) uśmiechnął się do mnie serdecznie. Chciałam odwzajemnić uśmiech, jednak wyszedł jakiś dziwny grymas.
-Usiądź, zrobiłem dla ciebie herbatę- mówił ze ledwo powstrzymując śmiech. Ten człowiek był tak pozytywny, że aż czasami dziwiłam się, że tak można. Chciałabym pałać takim optymizmem jak on. Pijąc napój przyglądałam się jak z intrygą szuka czegoś w internecie. Wstyd się przyznać, ale był cholernie pociągający. Zwłaszcza kiedy był nieźle zamyślony. Jego żona dokonała właściwego wyboru biorąc go na męża. A dzieci miały wspaniałego ojca Dzięki niemu uwierzyłam, że na świecie istnieją jeszcze ludzie, którzy zawsze nam pomogą. Nie ważne w jak trudnej sytuacji będziemy. Tylko czy możemy nazwać ich prawdziwymi przyjaciółmi? Zapewne wiele osób się ze mną zgodzi że można. Przyjaciele są w naszym życiu najważniejsi i to dzięki nim żyjemy. A John? Czułam, że wytworzyła się między nami silna więź i że z pewnością tak szybko o sobie nie zapomnimy. Ukłon w stronę ludzi, dzięki którym świat da się lubić.
_________________________________________________________________
Równo tydzień czekaliście na rozdział. Przynajmniej nie dwa. Według mnie ten jest taki sobie. Nie jest jakiś super, ale najgorszy też nie. Na więcej dzisiaj nie było mnie stać. Wybaczcie. Kolejny postaram się napisać znów po 10 komentarzach. Oczywiście ucieszyłabym się gdyby było ich więcej. Chciałam wam niezmiernie podziękować za 2500 wejść i 21 obserwatorów. To naprawdę niesamowite i cudowne uczucie kiedy widzę, że komuś podobają się te wypociny. Nie mam talentu, a jednak wy to czytacie. Cieszę się. Massvie thank you, i love you ♥
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Koocham te twoje wypociny, chociaż jestem zła, że je tak nazywasz. To, co piszesz to opowiadanie, cudne opowiadanie, masz taką lekką rękę do pisania, że omg *-* Nie robisz błędów co idzie na twoje konto dużym plusem. I wgl jesteś fantastyczna. Masz talent *-*
OdpowiedzUsuńA tak przechodząc do rozdziału. Nienawidzę, po prostu nienawidzę tego gościa! Jak on jej wgl może grozić? Co on sobie wyobraża do cholery? I dlaczego Zayn nie szuka Laury? No co z nim noo? :c Yay , jak ja się cieszę, że syn Alicji jej pomógł. Bez niego to nie wiadomo coby się stało :o No ale mam taką szczerą nadzieję, że szanowny pan Malik weźmie tą swoją poszanowaną gwiazdorską dupę i w końcu zacznie jej szukać, mimo jej woli. No w końcu są przyjaciółmi, a na dodatek się kochają! A jeśli się kogoś kocha, to nie wolno odpuścić. Never. o.O Głupoty piszę? Przepraszam :3
No naprawdę jesteś bardzo bardzo zdolną dziewczyną i normalnie nie wiesz jak ja się cieszę, że wysłałaś mi link do swojego bloga. Zazdroszczę ci tego talentu, który w sobie masz. Oddaj trochę! : ) Ech, marzenia *-*
A tyle wejść, obserwatorów masz tylko i wyłącznie dzięki sobie. Uwierz, naprawdę masz talent i to co robisz, to nie jest wyłącznie bazgrolenie. To jest dzieło *-*
Huhuhu, ale się rozpisałam. Wybacz, nie musisz tego czytać. :D
Czekam na rozdział 10 i mam szczerą nadzieję, że Malik się ogarnie, tzn zacznie jej szukać, a przy okazji zniszczy tego Daniela (grr, jak sobie o tym dupku pomyślę, to mnie trzęsie:D) Ech, no czekam <3
Super. Podoba mi się. Czekam na następny. Co będzie się działo dalej..? I kiedy pojawi się ponownie Zayn, a przy tym reszta 1D?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W zupełności zgadzam się z Kaaś<3. To nie są żadne wypocin, to jest bardzo dobre opowiadanie. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się One Direction. A, no i niech Zayn się ogarnie i zacznie jej szukać. Czekam na następny! :)
OdpowiedzUsuńJezuu Kocham to < 3
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny ; ))
masz talent Bigos!! i nawet nie zaprzeczaj!
OdpowiedzUsuńczekam na nexta.xoxoxooxx
Rozdział jest super. na początku to myślałam że serio ją zabije ale bogu dzięki że tego nie zrobił. jestem ciekawa co się dzieje z Zayn'em.
OdpowiedzUsuńczekam na nastepny
zapraszam na mojego bloga, liczę że Ci się spodoba albo chociaż skomentujesz :) :http://sameemistakess.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńa co do Twojego bloga to jest genialny , kocham to co piszesz <3
jejuuu ty to masz talent!! z taką ciekawością to czytam że uuooo aż ciężko mi było odchodzić xx dodawaj więcej rozdziałów bo tojest wspaniałe jestem ciekawa jak sie dalej potoczą losy... :)
OdpowiedzUsuń[spam] z góry przepraszam! xx
OdpowiedzUsuńmój nowy blog, narazie tylko bohaterowie http://truefriendshipandmaybelove.blogspot.com/