poniedziałek, 10 czerwca 2013

Don't tell me that fame and money change, bacuse it isn't - twenty-second

W ciągu kilku minut Nathan znalazł się na sali operacyjnej, gdzie lekarze z trudem walczyli o jego życie. Nikt nie wiedział co będzie dalej. Mimo, że na pierwszy rzut oka obrażeń nie było dużo, to jego ojciec musiał uderzyć go z taką siłą, że jego serce przestało bić. Nie wiedziałam jak tak można. Jakim potworem trzeba być, żeby bić tak małe, bezbronne dziecko. Rozumiem, że cierpiał po stracie żony, ale to nie znaczyło, że ma katować własnego syna dla zabicia bólu. Dobrze wiedział jak strasznie jest kiedy opuści go ukochana osoba, chciał jeszcze by chłopiec również to zrobił? Nie potrafiłam tego zrozumieć.

Przez około dwie godziny siedzieliśmy na korytarzu i czekaliśmy aż wyjdzie jakiś lekarz i powie nam, że z Nathanem wszystko dobrze. Siedziałam obok Zayna i wypłakiwałam mu się w koszulkę. Chłopak starał się zachować zimną krew, jednak wiedziałam, że nie było mu łatwo. Wciąż pamiętał, jak kilka lat temu jego najmłodsza siostra trafiła do tego samego szpitala po ciężkim wypadku. Tylko wtedy sprawcą był jakiś pijany kierowca, który potrącił ją, gdy bawiła się koło domu, nie własny ojciec. Zayn bardzo troszczył się i kochał małe dzieci, dlatego tak ciężko było mu teraz. Kiedy w końcu z sali wyszedł lekarz oboje wstaliśmy, jakby kopnął nas prąd.

-Panie doktorze, co z nim? Wyjdzie z tego? Co mu się stało?- zadawałam pytania nie dając mężczyźnie dojść do głosu.

-Proszę się uspokoić, bo jeszcze pani trafi na stół, a tego chyba nie chcemy co?- lekarz próbował rozluźnić atmosferę, jednak nie widząc entuzjazmu z naszej strony przeszedł od razu do rzeczy.

-Chłopiec wyjdzie z tego. Zatrzymana praca serca jest wynikiem kilku uderzeń w klatkę piersiową oraz dużego stresu. Inne narządy nie są uszkodzone. Udało nam się złożyć trzy połamane żebra i za 6 tygodni chłopiec powinien być w pełni zdrowy. Do tego czasu zostanie pod obserwacją i opieką szpitala, bo jego ojciec będzie miał wytoczoną sprawę o pobicie. Na więcej informacji proszę poczekać- lekarz uśmiechnął się, uścisnął ramię Malika i odszedł. Oboje opadliśmy z wielką ulgą na krzesła. Cieszyłam się, że Nathan będzie zdrowy, jednak jeszcze bardziej tym, że jego ojciec pójdzie siedzieć. To było pobicie wręcz ze skutkiem śmiertelnym, mimo, że lekarzom udało się uratować chłopca. Miejmy nadzieję, że dostanie za to niezłą odsiadkę.

-Laura, co się stanie z Nathanem kiedy jego ojca aresztują?- zapytał Zayn znienacka.

-Nie wiem. Miejmy tylko nadzieję, że nie wezmą go do domu dziecka, tylko trafi do innej, szczęśliwej rodziny- odpowiedziałam  i przytuliłam się do chłopaka. Tak naprawdę to nie chciałam, żeby zabrali nam Nathana. Nie wiedziałam co mogłabym zrobić, żeby został przy nas, gdy nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł.

-Co powiesz na to, żeby porozmawiać z moja mamą o adopcji?

-My mamy go zaadoptować? Laura ja nie wiem czy to jest dobry pomysł. Ty masz szkołę, ja ciągle koncertuję. Nie dadzą nam go.

-Nie mówię o nas. Myślałam raczej, żeby moja mama go zaadoptowała. Zawsze mówiła, że chciałaby mieć synka, a teraz kiedy nie pracuje ma więcej czasu i w ogóle. Możemy z nią porozmawiać- widziałam po twarzy Zayna, że chwile wahał się, zanim odpowiedział.

-Porozmawiamy z nią jutro. Dziś musimy zostać z Nathanem. Za kilka minut powinni go przewieźć na salę- pokiwałam głową na znak, że się zgadzam i wtulając w ramiona chłopaka odpłynęłam.

___________

-Laura, Laura obudź się, możemy iść zobaczyć Nathana- poczułam jak coś trzęsie mnie za rękę. Otworzyłam oczy, ale natychmiast je zamknęłam przez rażące światło.

-Laura chodź- poczułam jak ktoś wstaję i ciągnie mnie za sobą. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to Zayn powiedział mi, że Nathana można już zobaczyć. Otworzyłam szeroko oczy i szybko wstałam, przez co zakręciło mi się w głowie. Kiedy już się otrząsnęłam spojrzałam na Zayna, któremu uśmiech malował się na twarzy.

-Co? Mam coś na buzi, albo we włosach?- spojrzałam na niego zdezorientowana. Kiedy nie odpowiedział uderzyłam go lekko w ramię i podeszłam do wysokiej i szczupłej pielęgniarki, która gdyby nie miała fartucha mogłaby być podrywana przez wszystkich facetów.

-Przepraszam, wie pani może gdzie leży Nathan Barlow?

-Chwileczkę, zaraz sprawdzę- pokiwałam głową i odwróciłam się do Malika, który wciąż miał głupi uśmieszek na ustach. Już chciałam mu pokazać język, kiedy nagle pojawiła się obok niego piątka dobrze znanych mi chłopców. Reszta zespołu. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, potrząsając kilka razy głową jakby to miało pomóc w ich zniknięciu, jednak oni nadal tam stali i się uśmiechali. Szybko się odwróciłam i czekałam na pielęgniarkę, która przyszła po chwili z plikiem teczek w ręce.

-Chłopiec leży w sali 317 na czwartym piętrze, zaprowadzić panią?- zapytała uprzejmie.

-Nie dziękuję, poradzę sobie- uśmiechnęłam się i odeszłam w przeciwnym kierunku co ona. Nie podchodząc do chłopaków skierowałam się w stronę wind. Kiedy czekałam aż któraś nadjedzie obok mnie znalazło się pięciu optymistów. Byłam zdenerwowana tym, że Zayn ich tu zaprosił. Gdy winda przyjechała bez słowa wsiadłam i czekałam co oni zrobią. Niestety poszli moimi śladami. Już po chwili byliśmy na czwartym piętrze. Pociągnęłam Zayna za rękaw i odeszliśmy na bok.

-Co to do cholery ma być?! Po co ich to sprowadzałeś?!- krzyczałam szeptem nie chcąc przeszkadzać pacjentom, którymi na tym oddziale były dzieci.

-Ja im tu nie kazałem przyjść. Znaczy kazałem, ale to nie tak jak myślisz.

-No to proszę, wytłumacz mi jak.

-Louis zadzwonił do mnie, że stoją pod drzwiami naszego domu i żebym im łaskawie otworzył, więc ja powiedziałem, że nie mogę, bo jestem w szpitalu no i przyjechali.

-Jak długo tu są?

-Od momentu kiedy zaczęłaś gadać do mnie przez sen. Nie wiedziałem, że jeszcze to robisz- wyszczerzył swoje idealne zęby za co dostał siarczystego policzka.

-Ała, za co to?!- krzyknął pocierając obolałe miejsce.

-Za to, że mnie nie obudziłeś! Kto wie jakie bzdury gadałam!

-Głównie mówiłaś jak bardzo mnie kochasz i jak nie możesz się doczekać aż mnie zobaczysz i takie tam- chłopak urwał widząc złość na mojej twarzy.

-Jeszcze jedno słowo, a twoje idealne życie skończy się szybciej niż byś tego chciał Malik- zagroziłam mu palcem na to ten podniósł ręce w górę na znak poddania się.

-Dobra kochanie, nie denerwuj się, chodźmy lepiej do tych małp, bo kto wie co oni tam robią- zgodziłam się z nim i poszliśmy szukać numeru 317. Kiedy w końcu weszliśmy do środka zastaliśmy tam resztę zespołu, którzy siedzieli cicho koło łóżka i patrzyli na chłopca. Pierwszy odsunął się Harry odsłaniając jego zabandażowaną głowę. Na ten widok łzy mimowolnie napłynęły mi do oczy. Malik do zauważył i mocno mnie przytulił.

-Shh.. nie płacz. Będzie dobrze. Kocham Cię- chwile stałam zamknięta w jego ramionach, kiedy odważyłam się podejść i usiąść na miejsce Stylesa.
Mimo, że siedziałam kilka metrów od Malika dokładnie słyszałam jego rozmowę z loczkiem.

-Skąd wy macie tego dzieciaka? Wiesz ile teraz kłopotów będzie przez niego? Paul nam nie da żyć jak się o tym dowie. Za tydzień wracamy na trasę. Zayn czy ty myślałeś o konsekwencjach przygarnięcia go do domu?- zdenerwowałam się słysząc tego słowa, jednak czekałam na odpowiedź Malika.

-Oczywiście, że myślałem. Ale nie mogłem pozwolić na to, żeby to dziecko szwędało się po mieście, albo było katowane przez ojca, Harry. Nie masz w ogóle uczuć. Nie obchodzi mnie co zrobisz ja i Laura będziemy się opiekować Nathanem dopóki w pełni nie wyzdrowieje- kiedy to usłyszałam kamień spadł mi z serca. Za to właśnie kochałam Zayna. Za jego opiekuńczość i umiejętność postawienia się w słusznych sprawach. Po rozmowie przyjaciół postanowiłam się w pełni zająć chłopcem. Zamieniłam się miejscem z Niallem, który siedział najbliżej. Złapałam chłopca za malutką rączkę, którą dotknął mnie po raz pierwszy sprawiając, że stał się kimś wyjątkowym w moim życiu. Kiedy zapatrzyłam się na jego poobijaną twarz nie zauważyłam nawet upływu czasu. Gdy się odwróciłam byłam w sali sama z Zaynem, który spał na krześle oparty na stoliku. Był to słodki widok, jednak nie mogłam mu pozwolić się tak męczyć. Puściłam Nathana, który wciąż był w śpiączce pooperacyjnej i podeszłam do mulata.

-Zayn, chodź do domu, prześpimy się i jutro tutaj wrócimy- szeptałam mu na ucho delikatnie podnosząc. Bez większych oporów się zgodził i wróciliśmy do domu z nadzieją na lepsze jutro.



*sala 317 wyjaśnienie- zapewne jest tu kilka osób, które czytały room317- opowiadanie o Larrym. Jest to może w malutkim stopniu zerżnięte- owszem, ale to tylko numerem, więc proszę nie osądzajcie mnie, że kopiuję :)


jnucecuebueuceuebv przepraszam!! kolejny raz mam wieeeelkie opóźnienie spowodowane czym? moją odwieczną wymówką- brakiem czasu i weny. naprawdę przepraszam. wybaczycie nie? rozdział jest jakiś taki suchy, ale nie miałam pomysłu a nie chciałam jeszcze dłużej przeciągać. mam nadzieję, że choć w 1/100000000 się Wam spodoba : ' )
i co jeszcze? może przede wszystkim wielkie dziękuję za ponad 13K wejść, ponad 40 obserwatorów. jest to dla mnie naprawdę wielkie wyróżnienie. nigdy nie spodziewałam się, że spodobają się Wam moje głupie wypocimy, a tu bum i jednak. DZIĘKUJĘ! KOCHAM WAS! do następnego po 10 kom (obiecuję! : ' ) )

11 komentarzy:

  1. Jest bardzo dobry .. Warto było czekać! xx mam nadzieje że Nathan szybko z tego wyjdzie a mama Laury zgodzi się zaadoptować małego ! Czekam na następny i życzę weny ! @szustynkaAa

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde pisz, szybko pisz! Mam nadzieję że jak będą wakacje będziesz dodawać częściej rozdziały. Dodawaj szybko! :) ale i tak Cię bardzo mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie piszesz, jestem pod wrażeniem twojego stylu tworzenia opisów ♥
    Buźka, xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże :33333333333
      Jaki świetny :)

      Usuń
  4. Musisz napisać szybko następną część kochana *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cafwteodsnwcaysavwdwiwjevwxw =**

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały •o•

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham twoje imaginy C;

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze jeden! Jeszcze jeden! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej napisz książkę *-*

    OdpowiedzUsuń